Jak zginął Wasz syn?
Rosjanie bombardowali jednostkę wojskową i okolice. Możliwe, że specjalnie spuścili na przedszkole osiem rakiet. Może w nie celowali. Nie wiem. Rozumiem – jednostka wojskowa. Tam byli żołnierze. A przedszkole? Przecież to cywile. Dzieci się tam chroniły. Mojego syna poproszono, żeby przeniósł z przedszkola do schronu krzesła, żeby dzieci miały na czym siedzieć. A oni wszystko zbombardowali. Nad miastem latały samoloty, zrzuciły pocisk na nasz blok.
Wasz syn został trafiony, kiedy znosił krzesła?
Nieśli krzesła dla dzieci, spadła rakieta i raniła go. Trafiła w tętnicę biodrową. Mój syn Maksym i Natasza – ochroniarz, która otwierała ten schron, zginęli na miejscu, a jeszcze dwie osoby zmarły potem w szpitalu. Byli jeszcze ranni – też mężczyźni, którzy znosili krzesła do schronu. Oni zostali ranni, a tych, kto stał z brzegu, zabiło.
Potem pojechaliście do szpitala szukać syna?
Nie mogliśmy pojechać, bo trwał ostrzał.