MEMORIAŁ POTRZEBUJE TWOJEJ POMOCY
GŁOSY WOJNY
Bombardowali jednostkę wojskową. Ale po co wystrzelili osiem rakiet w przedszkole?
Lubow i Wasyl Maksymczukowie pracowali w przedsiębiorstwie zajmującym się wydobyciem ropy naftowej w Ochtyrce, podobnie jak ich 41-letni syn Maksym. 25 lutego Maksym pomagał przygotowywać przedszkole na schronienie dla cywilów. Rosjanie ostrzeliwali obiekty wojskowe w promieniu kilometra. Według relacji naocznych świadków w przedszkolu „Słoneczko” zginęły wtedy cztery osoby. Opowiada Lubow Maksymczuk.

25 lutego ostrzeliwano Ochtyrkę. Szczególnie jednostkę wojskową w dzielnicy Dacznyj. Zbombardowano pobliskie przedszkole, w którym znajdowali się cywile. Dziś mija osiem miesięcy od dnia, kiedy zabito tam naszego syna. Za co? Żyliśmy sobie zwyczajnie, o niczym nie wiedzieliśmy, syn chodził do pracy. Teraz jego synowie zostali sierotami. Brak słów, żeby opisać tragedię, którą na nas ściągnęli ci orkowie.

Jak zginął Wasz syn?

Rosjanie bombardowali jednostkę wojskową i okolice. Możliwe, że specjalnie spuścili na przedszkole osiem rakiet. Może w nie celowali. Nie wiem. Rozumiem – jednostka wojskowa. Tam byli żołnierze. A przedszkole? Przecież to cywile. Dzieci się tam chroniły. Mojego syna poproszono, żeby przeniósł z przedszkola do schronu krzesła, żeby dzieci miały na czym siedzieć. A oni wszystko zbombardowali. Nad miastem latały samoloty, zrzuciły pocisk na nasz blok.

Wasz syn został trafiony, kiedy znosił krzesła?

Nieśli krzesła dla dzieci, spadła rakieta i raniła go. Trafiła w tętnicę biodrową. Mój syn Maksym i Natasza – ochroniarz, która otwierała ten schron, zginęli na miejscu, a jeszcze dwie osoby zmarły potem w szpitalu. Byli jeszcze ranni – też mężczyźni, którzy znosili krzesła do schronu. Oni zostali ranni, a tych, kto stał z brzegu, zabiło.

Potem pojechaliście do szpitala szukać syna?

Nie mogliśmy pojechać, bo trwał ostrzał.
Wasyl i Lubow Maksymczuk. Zdjęcie: Denys Wołocha/ChPG
Ale w końcu udało Wam się tam dojechać?

Nie. Młodszy syn na własne ryzyko pobiegł. Dotarł do przedszkola, ale Maksyma karetka już zabrała do szpitala. Zastał brata w kostnicy. Tego samego dnia, dwie godziny później. Ataki nie ustawały: postrzelają, odpoczną dwadzieścia minut i znów strzelają. Dlatego nie mogliśmy zabrać syna od razu z kostnicy i pochowaliśmy go dopiero po trzech dniach.

Co zobaczyliście w kostnicy?

W kostnicy było bardzo dużo ciał, przede wszystkim chłopców z jednostki wojskowej. Ojciec przywiózł ciało syna bez głowy, tylko po tatuażu go rozpoznał. Było mnóstwo ciał wojskowych: rozstrzelanych, spalonych, poparzonych. Mówili, że będą pobierać DNA w celu identyfikacji. Ale powtarzam – to byli żołnierze. A po co było wystrzeliwać rakiety w przedszkole?

Jak daleko od jednostki wojskowej znajdowało się przedszkole?

Około 500 metrów.

I ostrzał rakietami trwał przez cały tydzień?

Tak, nie wychodziliśmy z piwnicy. Codziennie strzelali, latały samoloty. To było nie do wytrzymania.

Ale jednostkę wojskową zbombardowali pierwszego dnia?

Nie, atakowali ją trzy dni! Tam już nic nie zostało, wszystko zrujnowali. Jednostka była porządna, duża, a oni wszystko zniszczyli. Żołnierzy przygniotły płyty. Oni wszyscy są naszymi dziećmi, nieważne, czy mają 20, czy 40 lat.

Ile lat miał Państwa syn?

Czterdzieści jeden. Pracował w zakładzie wydobywczym ropy i gazu „Ochtyrkanieftiegaz”. Na początku był kucharzem, potem został pomocnikiem wiertacza. Cenili go. To był złoty chłopak. Takiego syna jak nasz wszystkim matkom życzę... Nie dociera do nas, że już go nie ma.

Miał dzieci?

Z pierwszego małżeństwa ma 14-letniego syna Arturka. A Jureczek ma 8 lat. Ten z pierwszego małżeństwa razem z matką wyjechał do Niemiec. Dzwoni, mówi: „Tatusiu”. A dziadek odpowiada: „Nie ma tatusia”. „Jak to nie ma tatusia? Przecież wczoraj się razem w lesie chowaliśmy, bawiliśmy się”. „Nie ma, zginął”. Więc dzieci zostały sierotami.

A Wasz dom? Jak w nim się teraz mieszka?

Jakoś mieszkamy, remontujemy, wstawiliśmy okna. Wszystko za własne pieniądze. A co mamy zrobić? Zima idzie. Zimno.

Co teraz Pani czuje w stosunku do Rosjan? Jak sobie Pani tłumaczy to, co się dzieje?

No co, mam tam krewnych, ale się nie kontaktujemy. Bo oni mówią, że to my zrzucamy bomby. Jedna siostra mieszka w Briańsku, ona jest po naszej stronie, popiera Ukrainę. W Petersburgu jest mój kolega z klasy, we wsi mieszkaliśmy przez drogę, razem do szkoły chodziliśmy, a on mówi: „I jak, dużo tam u was wdówek?”. Mąż powiedział: „Dość, zrywamy z nim kontakt”. Oczywiście, że wdów jest dużo. Natasza – nasza synowa – jest wdową. Co ma teraz robić, sama z synem? Do pracy nie pójdzie, bo trzeba i do szkoły przygotować, i wszystkim innym się zająć. Z czego mają teraz żyć?

Jak obecnie wygląda życie w Ochtyrce?

Teraz jest spokojniej. Wyją syreny. Sklepy i wszystko inne zamykają, kiedy włącza się syrena. A poza tym – niby nic się nie dzieje. Ale w pobliżu jest sporo wybuchów. Niedaleko, przy granicy, jest Wełyka Pysariwka, wyraźnie stamtąd słychać. Bardzo się martwimy, ciągłe.

Charkowska Grupa Obrony Praw Człowieka udokumentowała wydarzenia w Ochtyrce i przekaże dowody zbrodni wojennych do Międzynarodowego Trybunału Karnego oraz innych organów. Poszkodowani otrzymują pomoc humanitarną i prawną.

Tekst: Denys Wołocha

Tłumaczenie: Katarzyna Syska


Projekt jest finansowany przez Praskie Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego. Informacje o projekcie można znaleźć tutaj.

OUR COMPANY
Bring Your Ideas to Life
Everything that you dreamed of can be brought to life exactly at the moment when you decide to win.
Each type of visual aid has pros and cons that must be evaluated to ensure it will be beneficial to the overall presentation. Before incorporating visual aids into speeches, the speaker should understand that if used incorrectly, the visual will not be an aid, but a distraction.