MEMORIAŁ POTRZEBUJE TWOJEJ POMOCY
GŁOSY WOJNY
W fabryce w Wołczańsku torturowano ludzi
O fabryce agregatów w mieście Wołczańsk na północy obwodu charkowskiego zrobiło się głośno po tym, jak ukraińscy urzędnicy poinformowali, że Rosjanie urządzili tam obóz koncentracyjny. Porozmawialiśmy z wicedyrektorem tej fabryki, lokalnym politykiem Olegiem Toporkowem, który kilka miesięcy spędził pod okupacją, ukrywając się przed Rosjanami.


— Co się działo w Wołczańskiej Fabryce Agregatów?

— Rosjanie zorganizowali bazę, a potem zaczęli działać. Wyszukiwali osoby o proukraińskich poglądach, które na 100% popierają Ukrainę. Takich ludzi było dużo, więc pomieszczeń, które przejęli na początku pod siedziby rejonowego oddziału policji, nie wystarczało. A wieźć ludzi na granicę – zbyt ryzykowne, i chyba dość kosztowne. Dlatego wpadli na pomysł: jest zakład, są izolowane pomieszczenia, które mogą posłużyć jako cele. Część pomieszczeń wykorzystywali do przesłuchań.
Obok fabryki znajduje się most, tam oni umieścili punkt kontrolny, przez który ludzie musieli przechodzić. I jeśli ktoś im się nie spodobał, niezależnie od wieku i płci, ciągnęli na przesłuchanie. Czasem nawet bez żadnego powodu. Po prostu: „nie podobasz mi się” – i zabierali.
Jedni po prostu siedzieli, innych codziennie, metodycznie wyprowadzano na przesłuchania, torturowano, żeby zdobyć informacje. Pytano o lokalizację, krewnych ATOszników [ukraińskich żołnierzy Operacji Antyterrorystycznej – tłum.], wojskowych, przedstawicieli organów władzy.
To był regularny obóz koncentracyjny. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ludzie opowiadali, że niektórzy byli tam przez dzień, inni kilka dni, a jeszcze inni od samego początku. Nie wypuszczali ich. Ich losy można było tylko fragmentami rekonstruować na podstawie słów tych, którzy stamtąd wychodzili albo przekazywali informacje przez inne osoby czy krewnych.
— Kim są ludzie, których tam trzymają i nie wypuszczają?

— To różne osoby. Przede wszystkim żołnierze ATO, ludzie o nacjonalistycznych poglądach, poza tym – byli pracownicy wymiaru sprawiedliwości, przedstawiciele organów władzy, samorządu lokalnego, nauczyciele. Nawet księdza wzięli i przez trzy dni porażali prądem.
Dziewczyny, młodzi chłopcy, kobiety, mężczyźni… Wszyscy. Wszystkie grupy, pomieszane. Tam wszystko, co ukraińskie, jest zakazane. Wypowiedzi, działania, udział w czymś. Człowieka mogli zatrzymać na drodze, znaleźć w telefonie wysłane przez kogoś zdjęcie. Albo wrzucił link do jakiegoś tekstu – i już.
Nie mamy potwierdzonych informacji o zgonach. Ale z niektórymi osobami od dłuższego czasu nie ma kontaktu. Zabrano ich, i nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Przecież tam nikt nie odpowiada na pytania, nie ma się komu poskarżyć. Tam nie działa prawo. Zupełny chaos. Nawet zasad wojennej etyki nie przestrzegają. Bo to nie są ludzie. Nie mają serca. Mieliśmy nadzieję, że jakieś grupy będą traktować bardziej humanitarnie, przejawiać jakieś współczucie, kiedy kobiety szukały swoich mężów albo matki – dzieci. Ale nie, tam nie ma litości. Żony przychodzą dowiedzieć się o losy mężów i je też mogą zamknąć w obozie.

— Pojawiła się informacja, że fabrykę agregatów wywieziono do Rosji. To prawda?

— Wie pan, osobiście dla mnie, bo należę do kierownictwa tego zakładu, stan fabryki i jej integralność mają duże znaczenie. O ile wiem, takie plany były. Zdawaliśmy sobie sprawę, że bazę materialno-techniczną w każdym momencie ktoś może wywieźć.
Oleg Toporkow kilka miesięcy musiał spędzić pod okupacją i ukrywać się przed Rosjanami. © Denis Wołocha/\/ChPG

Ale 7 kwietnia zabrakło prądu. Na długo. A bez prądu trudno nawet zdemontować sprzęt w halach. Żeby przeprowadzić demontaż sprzętu, maszyn, trzeba uruchomić dźwigi, które jeżdżą po halach. Bo przyjechać i po prostu zabrać maszyny – tak się nie da. Można zburzyć budynek, ale wtedy ucierpi też sprzęt. Dlatego go zostawili.


Jakieś podstawowe materiały może i zabrali, ale planowego wywozu sprzętu z zakładu nie było. Czyli obecnie fabryka jest w 99% kompletna. Na razie. Kilka razy ją ostrzeliwali. Tak, że szyby wypadły. Ale poważnych szkód nie ma. Dzięki Bogu, jest cała.




Tekst: Taras Zozulinski

Tłumaczenie: Katarzyna Syska


Projekt jest finansowany przez Praskie Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego. Informacje o projekcie można znaleźć tutaj.

OUR COMPANY
Bring Your Ideas to Life
Everything that you dreamed of can be brought to life exactly at the moment when you decide to win.
Each type of visual aid has pros and cons that must be evaluated to ensure it will be beneficial to the overall presentation. Before incorporating visual aids into speeches, the speaker should understand that if used incorrectly, the visual will not be an aid, but a distraction.