28-29 marca 2025 roku w Berlinie odbyła się piąta międzynarodowa konferencja pamięci Arsenija Roginskiego pod tytułem "Doświadczenie kobiet w bloku (post)socjalistycznym: terror, opór, pamięć".
Na konferencji wystąpiła także Natalia Radzina, białoruska dziennikarka i redaktor naczelna portalu Karta'97.
Opowiedziała o represjach, z którymi mierzą się dzisiaj białoruskie kobiety. Przytaczamy całość jej wystąpienia. "Trudno powiedzieć, ile kobiet znajduje się obecnie wśród więźniów politycznych na Białorusi. Były nam znane nazwiska około dwustu z nich, jednak część z tych kobiet została wypuszczona na wolność. Nie wiemy natomiast ile kobiet aresztowano w tym samym czasie. Dysponujemy pewnymi cyframi. Od sierpnia 2020 roku, według danych Centrum Praw Człowieka „Wiasna”, politycznym represjom poddano ponad 8000 kobiet. Nie tylko je aresztowano i wysyłano do więzień i kolonii karnych, ale również skazywano na:— prace przymusowe (nazywane „chemią”) w tzw. „Otwartych Zakładach Poprawczych”–w istocie będących swoistym rodzajem obozów koncentracyjnych;— przymusowe leczenie w szpitalach psychiatrycznych;— tzw. „domową chemię”, czyli specyficzny areszt domowy, w którym więźniowie polityczni pozostając pod stałym nadzorem milicji, która kontroluje ich nawet w nocy, mają prawo opuszczania swoich mieszkań jedynie po to, aby udać się do pracy;— ogromne grzywny.Kobieta jest zawsze bardziej narażona w więzieniu – zarówno z przyczyn naturalnych, fizjologicznych, jak i psychologicznych. Zdając sobie z tego sprawę, w białoruskich więzieniach torturują je w sposób szczególnie wyrafinowany. Celem takiego traktowania jest upokorzenie kobiet, zdeptanie ich godności, złamanie woli. W areszcie śledczym przy ulicy Akreścina w Mińsku, w roku 2020 roku warunki dla kobiet były jeszcze gorsze - aresztowane były przetrzymywane w dusznych i przepełnionych celach, bez toalety, mydła, podpasek higienicznych, papieru toaletowego, jedzenia, a nawet wody. Oto świadectwo jednej z byłych więźniarek politycznych: „W czteroosobowej celi bez toalety i wody przebywało razem ze mną 36 kobiet. Strażnicy zmuszali nas do rozbierania się do naga, tylko po to, by się zabawić”.W raporcie sporządzonym przez Biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka (OHCHR) potwierdzono przypadki gwałtów na aresztowanych oraz stosowania innych form przemocy seksualnej i genderowej zarówno wobec mężczyzn, jak i kobiet.Na Białorusi znajdują się dwa zakłady karne dla kobiet — kolonia nr 4 w Homlu oraz kolonia dla tzw. kobiet-recydywistek nr 24 w Rzeczycy. Wszystkie kobiety skazane z powodów politycznych są oznaczane żółtymi plakietkami jako „ekstremistki”. Nasuwa się analogia do żółtych gwiazd, które musieli nosić Żydzi w czasach Holokaustu. Taki status wiąże się z poważnymi ograniczeniami. Aresztowanie kobiety są poddawane ciągłym szykanom i upokorzeniom. Z powodu wymyślonych powodów (np. niezapięte guziki, źle zawiązana chustka itp.) nakłada się na nie kary w postaci dodatkowych dyżurów, pozbawienia paczek, zakazu rozmów telefonicznych z bliskimi, pozbawienie prawa do długoterminowych widzeń z bliskimi, umieszczenie w karcerze, a za kilka takich drobnych „naruszeń” w ciągu roku — zaostrzenie warunków odbywania kary (przeniesienie najpierw do baraku o zaostrzonym rygorze, a następnie na reżim więzienny lub dodanie nowego wyroku).W kolonii w Homlu kobiety pracują w szwalni, szyjąc mundury dla funkcjonariuszy służb specjalnych i wojskowych. Wiadomo również, że szyły mundury dla żołnierzy armii rosyjskiej. Pomimo sześciodniowego tygodnia pracy, kobiety często zmuszane są do pracy także w niedzielę. Była więźniarka polityczna opisała w taki sposób warunki pracy - „Pomieszczenia bardzo zapylone, nie było czym oddychać. Tkaniny są nasączona okropnymi substancjami. Alergiczki i astmatyczki bardzo cierpią” – Jednocześnie więźniarki pracują praktycznie za darmo. Jedna z kobiet opowiedziała, że w pierwszym miesiącu pracy w kolonii otrzymała 44 kopiejki (10 centów), a w kolejnych – po 2-3 ruble białoruskie (mniej niż 1 euro). Uwięzione kobiety są również zobowiązane do sprzątania pomieszczeń i terenu kolonii, rozładunku warzyw, mebli.Jak podano w raporcie Międzynarodowego Komitetu ds. Badania Tortur na Białorusi, jedną z najbardziej obrzydliwych kar, stosowanych w kolonii karnej dla kobiet w Homlu, jest klatka znajdująca się na terenie kolonii między strefą mieszkalną a przemysłową. Kobiety są umieszczane w tej klatce za odmowę wykonania poleceń pracowników. Spędzają tam od pół godziny do 8 godzin. Jeszcze gorszy od tej klatki jest karcer (ros. sztrafnyj izoliator, ШИЗО) do którego kobiety często trafiają za karę .Czym jest karcer? Jest to bardzo małe i zimne pomieszczenie (cela), w którym znajduje się drewniana „nara” (prycza) przymocowana na stałe do ściany i opuszczana tylko w godzinach od 21:00 do 5:00. Przez resztę czasu więźniarkom pozwalają jedynie chodzić w kółko po celi, albo siedzieć na zimnym, kamiennym siedzeniu. Nie wydaje się im ani pościeli ani bielizny. Osadzonym w karcerze nie przysługują spacery, rozmowy telefoniczne, paczki ani listy. Panuje całkowita izolacja. Światło pali się nieustannie. Nie wolno również siedzieć na podłodze – za to można otrzymać dodatkową karę.W karcerach cały czas jest przeciąg i jest bardzo zimno. Kobietom zabiera się ubrania, wydając w zamian „robę”, czyli odzież roboczą z uszytą grubego materiału. Rajstopy i legginsy są odbierane, wobec czego, nawet zimą, więźniarki znajdują się w nich z gołymi nogami. Niektóre znajdują wyjście owijając nogi papierem toaletowym. Od kilku lat, zgodnie z rozporządzeniem administracji kolonii, więźniarkom politycznym nie wydaje się watowanych kurtek na noc, wobec czego nie mają się one czym przykryć. Takie warunki są uznawane za tortury zimnem. W karcerach pozwalają więźniarkom mieć przy sobie jedynie papier toaletowy, mydło, mały ręcznik, pastę do zębów oraz szczoteczkę. Czasami nawet pasta jest zabraniana i kobiety zmuszone są myć zęby mydłem. Pomimo wilgoci i zimna w celi, administracja może przetrzymywać w nich kobiety przez cały miesiąc, a nawet dłużej. Z powodu braku ruchu i złych warunków zdrowie kobiet ulega pogorszeniu: pojawiają się problemy z żyłami, obrzęki nóg, problemy z układem moczowo-płciowym oraz zaostrzają się inne problemy ze zdrowiem.Zarówno w baraku o zaostrzonym reżimie (ПКТ), jak i w karcerze, posiłki są jeszcze skromniejsze niż na zwykłych oddziałach więziennych. Karmią w nich głównie kaszami, ale zwykle nie dodając do nich nawet masła. Takie ograniczenia odbijają się również na zdrowiu, ponieważ kobiety nie otrzymują witamin, nie przebywają na świeżym powietrzu, a obecnie nie otrzymują nawet wystarczających ilości niezbędnych produktów spożywczych.Administracja kolonii zabrania wzajemnej komunikacji między więźniarkami politycznymi, a za dyskusje na temat sytuacji politycznej w kraju można zostać ukaranym dodatkowymi dniami w karcerze. Kobiety osadzone w koloniach znajdują się w próżni informacyjnej – jedynym źródłem informacji są dla nich propagandowe wiadomości. Kilka razy dziennie zmusza się je do oglądania nie tylko programów w państwowej telewizji, ale także specjalnych propagandowych filmów video na tematy polityczne – praktykę tę więźniarki nazywają „reżimowa impreza „Wektor”. Ponadto, wiele kobiet skazanych za „politykę” ma zakaz uczęszczania do klubów, kaplic więziennych, siłowni, a od początku pełnoskalowej wojny na Ukrainie, zablokowano im możliwość korespondowania z kimkolwiek oprócz najbliższych krewnych. Kobietom osadzonym w koloniach nie wolno mieć przy sobie większości leków. W przypadku chorób przewlekłych otrzymują leki od więziennego felczera po długim oczekiwaniu w kolejce. Aby dostać się do lekarza i uzyskać poważniejszą pomoc, trzeba napisać podanie i czekać na swoją kolej. Zakres dostępnych leków jest niezwykle ograniczony, przez co wiele kobiet stale choruje, a ich przewlekłe dolegliwości się nasilają. Ze względu na trudności w uzyskaniu zwolnienia lekarskiego chore kobiety są zmuszone do chodzenia do pracy, pełnienia dyżurów oraz odśnieżania ulic.Obrońców praw człowieka zaskakują warunki sanitarne w koloniach i niedostępność środków higieny. Więźniarki mogą korzystać z prysznica raz w tygodniu przez 15 minut, a za umycie się w inny dzień, niż w wyznaczony dla nich, grozi kara. Kobiety, w praktyce same muszą zatroszczyć się o środki higieny dla siebie. Raz w miesiącu wydają im jedno opakowanie podpasek i jedną rolkę papieru toaletowego, ale zdarza się, że ni jednej, ni drugiej z tych rzeczy nie ma w sklepach. Podpaski mogą one otrzymać w paczce z niezbędnymi przedmiotami, ale taką paczkę ich krewni mają prawo wysłać tylko raz na pół roku. „Każdy przejaw solidarności – gdy jedna kobieta dała drugiej podpaskę, herbatę lub coś innego – jest traktowany jako naruszenie regulaminu, za które może zostać nałożona kara” – zostało zaznaczone w raporcie Międzynarodowego Komitetu ds. Badania Tortur na Białorusi.Wiadomo również, że administracja kolonii nie zapewnia oddziałom w których osadzono kobiety zarażone wirusem HIV niezbędnych środków higieny do przestrzegania zasad sanitarnych. Na przykład, na oddziałach brakuje środka antyseptycznego do dezynfekcji wspólnych igieł do szycia, z których codziennie korzystają wszystkie więźniarki. W szwalni, w której pracują kobiety, również nic nie jest dezynfekowane.W kolonii nr 24 dla kobiet-recydywistek w Rzeczycy warunki są jeszcze surowsze. Niedawno zwolniona z więzienia więźniarka polityczna Polina Szarendo-Panasiuk nazwała ją „katownią”. Kobiety są tam bezustannie przetrzymywane w karcerach lub barakach o zaostrzonym reżimie. W tej kolonii dosłownie mordowane są więźniarki polityczne: Olga Majorowa, Jelena Hnałk oraz Wiktoria Kulsza. Ich sytuacja jest katastrofalna. Kobiety te mają poważne problemy zdrowotne i istnieją obawy, że nie opuszczą kolonii żywe. Na przykład Wiktoria Kulsza kilkukrotnie prowadziła miesięczne głodówki, odmawiała picia wody, a także podcinała sobie żyły.Dziś niezwykle ważne jest skupienie uwagi na sytuacji więźniów politycznych na Białorusi, zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Ich życie w dużej mierze zależy od tego, czy pamiętamy o nich, czy walczymy o ich uwolnienie.Jestem bardzo wdzięczna stowarzyszeniu „Memoriał” za możliwość wystąpienia na konferencji w Berlinie. Wszystko to, co przez tyle lat robi ta organizacja, zbierając świadectwa zbrodni reżimu sowieckiego, ma ogromne znaczenie. Mogę powiedzieć z własnego doświadczenia: pamięć o represjach z przeszłości pomaga radzić sobie z nimi w dzisiejszym świecie. Czytałam wspomnienia Łarysy Heniusz, Jewgienii Ginzburg, Olgi Adamowej-Sliozberg, Tamary Pietkiewicz, Eufrozyny Kiersnowskiej. Świadomość tego, przez jakie piekło przechodzili ludzie w stalinowskim GUŁagu, daje siły dla kontynuowania walki i nie kapitulowania w żadnych okolicznościach".Przetłumaczył z rosyjskiego Paweł Przeciszewski